Więzadło przednie krzyżowe
zależy do jakiego fachowca trafisz (chirurg ortopeda a potem fizjoterapeuta), miałem od ciebie gorszy uraz bo oprócz zerwania aparatu więzadłowego (nie tylko acl) było kompresyjne złamanie kłykcia bocznego piszczeli.
Akurat sam uprawiam sport ale tylko rekreacyjnie - kolarstwo, po rekonstrukcji nie odczuwam wcześniejszych dolegliwości typu (ból, kłucie, przeskakiwanie wwnątrz), jestem po dwóch operacjach (acl i pcl) bo uraz był skomplikowany i czekają mnie 2 kolejne rekonstrukcja mcl - więzadło piszczelowe i łąkotki bocznej bo miałem prawie całą usunięta.
Rehabilitacje miałem dobrą ale prywatną i kosztowną - z własnej kieszeni, fizjoterapeuci pracują manualnie z pacjentem nie wiem czemu pracy tak zdolnych ludzi NFZ nie refunduje chociaż w częśći jeżeli nie mogą w całości, ludzie o bogatych kwalifikacjach i doświadczeniu.
Wypadek miałem w 2008 w sierpniu (auto mnie potrąiło gdy rowerem jechałem - pedał zatrzaskowy się nie wypiął), sprawa ciągnie się tak długo przez nieudolne leczenie zaraz po wypadku, zła diagnoza w szpitalu napisali "podejrzenie uszkodzenia acl..." a wiadomo było że zerwane, potem trafiłem na tandetną rehabilitacje do przychodni z NFZ, gdzie z takim urazem po zdjęciu gipsu dali mnie na ćwiczenia "na podwieszki - w klatce"..
Bardzo się bałem operacji i robiłem sobie nadzieje że jej unikne, prace miałem fizyczną chodząco - stojącą do której chciałem za wszelką cene wrócić bo obawiałem się zwolnienia, do pracy po tych złych rehabilitacjach wróciłem w ok. 2 miesiące po wypadku, noga puchła, piekło w środku, kuło nie do wytrzymania, niepełny zakres ruchu nie kucne na to kolano niestety do dziś, gdy trafiłem do dobrego ortopedy - niestety prywatne wizyty dopiero diagnoza że zabieg niezbędny - zabieg całe szczęście na NFZ.
Zabieg który nie jest do dziś refundowany to rekonstrukcja - implantacja łąkotki, nawet nie wiem dokładnie ile to kosztuje, pewnie nie miało,.
Najważniejsza właściwa diagnoza i dobrze poprowadzona rehabilitacja, aha no i podobno trzeba uważać na chirurgów - "żółtodziobów" którzy mogę nie umieć operacji robić.
I te terminy oczekiwania "dołują" bo chcesz coś zrobić, wrócić do pracy ale nie możesz bo przecież nie rzucisz leczenia ani nie pójdziesz na zwolnienie po kilku miesiącach.
Sam czekam na trzeci zabieg do drugiego półrocza i nie wiem jak będzie - w jego początku czy na koniec, dokładnego terminu nie znam, czekam na kontakt.
Wiadomo kogo stać leczy się w prywatnych klinikach w Warszawie albo poza Polską gdzie na zabiegi nie czeka się długo, przez to oszczędza czas, może wrócić do pracy chociaż ludzie z takimi pieniędzmi fizycznie raczej nie pracują...
W polsce jeszcze mamy komune, ona wcale nie odeszła.








  PRZEJDŹ NA FORUM